Jeszcze nie patrzcie do zakładki z
bohaterami. Niech to będzie niespodziewajka!
*
* *
Tylko zabawa. Nic więcej.
Ciemnogranatowe
czerwcowe niebo okrywało Kuusamo i jego mieszkańców do snu. Powietrze było
wilgotne, a ulice mokre od deszczu, który po tygodniu nareszcie przestał padać.
Noc była spokojna, w końcu nastała ukochana cisza, niezmącona przez zwiastujące
burzę grzmienie oraz każdy naturalny odgłos dnia.
Tylko jedno
miejsce pomimo późnej pory wciąż tętniło życiem. Pulsacyjne uderzenia basów
roznosiły się po jednej z najdalszych dzielnic miasta. Głośniki niczym serce
pompowały muzykę, rozprowadzając ją jak żyły krew po organizmie, jakim był klub
Margot. Migające światła padały na falujące w rytm muzyki rozgrzane ciała,
odbijając się od nich i wprawiając w wrażenie, jakby poruszały się w zwolnionym
tempie. Uniesione ponad głowami ręce lawirowały nad głowami i unoszącymi się
włosami. Powietrze było gęste, przepełnione zapachem alkoholu przemieszanego z
całą mieszanką damskich i męskich perfum oraz potu. Było gorąco, wręcz duszno,
a jednak nikomu to nie przeszkadzało. Ciało ocierało się o ciało, cudza dłoń
głaskała zupełnie obcy brzuch, a inne usta zlizywały wódkę z cudzych warg.
Tutaj nikt nie postawił żadnych ograniczeń. Nie musiałeś dociskać pedału hamulca.
Nie było potrzeby myśleć o konsekwencjach, bo i po co? Tutaj chodziło tylko o
poddanie się chwili, o moment zapomnienia, szaleństwa, szczyptę wariactwa,
któremu warto się oddać, chociaż na jedną noc.
Tłum
ściśniętych ludzi falował razem z muzyką, powoli tracąc kontakt z
rzeczywistością. Traciła go również niewysoka brunetka, lawirująca pośród nich
z uniesioną nad głową ręką, na której próbowała utrzymać okrągłą tackę z logiem
klubu. Co chwila parskała śmiechem, gdy ktoś obracał ją wokół jej osi, chcąc
zaciągnąć ją do tańca. Śmiała się z zamglonych oczu jakiegoś młodego chłopaka,
który zapewne pojawił się w tym miejscu po raz pierwszy i liczył, że alkohol
pomoże mu zyskać na odwadze. Śmiała się z dziewczyn, które usilnie starały się
zwrócić na siebie uwagę. Śmiała się, bo dlaczego miałaby nie?
- Na jedną
nóżkę, a potem na drugą, co?
Gdy dotarła
do baru i skutecznie rozepchała łokciami dwójkę wdzięczących się do barmana
małolat od razu sięgnęła po wypełniony po brzegi kieliszek wódki. Przechyliła
go do dna, a gdy Joni szybko go uzupełnił, uniosła go i spojrzała na
przyjaciela z rozmarzonym uśmiechem na ustach.
- Gdybyś nie
był gejem, to już byś leżał pode mną bez spodni.
Blondyn ze
śmiechem odprowadził wzrokiem dwie nastolatki, po których zostały tylko leniwie
obracające się barowe krzesełka. Brunetka uśmiechnęła się półgębkiem, zerkając
przez ramię i dostrzegając ginące w tłumie dziewczyny.
- Tea,
uwielbiam cię.
Tea Nevalainen
doskonale o tym wiedziała, co potwierdziła jednym wymownym spojrzeniem spod wachlarza
rzęs. Przerzuciła za ramię opadające proste pasma włosów i zakładając noga na
nogę, poczęła obserwować ludzi, oddających się różnym przyjemnościom.
- Zastąpisz
mnie? Muszę na stronę.
Kiwnęła głową
i przejmując od Joniego fartuszek zgrabnie przeskoczyła bar, lądując w jego
ramionach. Posłał jej wdzięczny uśmiech, na co Tea tylko klepnęła go w
pośladek, gdy ten pędem uciekał na zaplecze.
Z
utęsknieniem spojrzała na zegar, wisząc nad drzwiami, za którymi zniknął Joni. Z
ulgą stwierdziła, że została godzina jej zmiany. Godzina i będzie wolna. Wolna
od pracy, ale nie od tego miejsca, o nie. Dziś nie zamierzała wracać do domu
sama. Być może nie zamierzała wracać do niego wcale.
- Długo
jeszcze?
Tea z
hamowanym zaskoczeniem odszukała właściciela głosu, który nagle wyrwał ją z
zamyślenia. Przesunęła wzrokiem wzdłuż baru i dopiero na końcu ujrzała Jego.
Wpatrującego się w zawartość trzymanej w szczupłych palcach szklanki, o
spokojnym wyrazie twarzy i pełnych wargach, na których połyskiwały krople
alkoholu. Dopiero, gdy poczuł na sobie jej wzrok, uniósł spojrzenie dużych,
głęboko niebieskich oczu, które utkwił w twarzy Tei. Ruchem brwi wskazał na
zegar, w który przed chwilą się wpatrywała, a potem znów spojrzał na nią,
posyłając niemą propozycję.
- Godzina –
odpowiedziała, unosząc lewy kącik ust i obdarzając go kuszącym spojrzeniem.
- Godzina –
powtórzył jak echo i jednym ruchem nadgarstka zamieszał w szklance resztki
alkoholu. Dopiero po paru sekundach Tea zdała sobie sprawę, że w jej głowie
odbija się błaganie, aby jeszcze raz uniósł na nią to świdrujące spojrzenie
swych oczu. Jakież było jej zdziwienie i rozbawienie, gdy nieświadomie wypełnił
jej prośbę, dołączając do tego zniewalający uśmiech. – A potem?
- Skąd ta
ciekawość? – Zmrużyła podejrzliwie oczy i nie przestając się uśmiechać, oparła
się ramionami o blat. Zacisnął rozciągające się w uśmiechu usta i wlepił wzrok w
puste dno trzymanej szklanki. Z jego twarzy dało się wyczytać pewną
zagadkowość, jakieś ciche zamiary, które wysunięte od osoby takiej jak on, nie
mogły być złe. I Tea bardzo chciała się o tym przekonać.
W końcu
wzruszył ramionami.
- Po prostu
nie wiem, jak długo powinien tu zostać, by moje siedzenie miało tutaj
jakikolwiek sens.
Na pozór nie
miał w sobie niczego, co mogłoby przyciągnąć uwagę Tei. Był zupełnym
przeciwieństwem obiektu jej najgorętszych mrzonek. Spod czapki, której daszek
obrócił do tyłu, wystawały blond kosmyki, które sięgały lekko za ucho. Z pozoru
nie posiadał niczego, co mogłoby zainteresować Teę. Nie był w jej typie wysokiego,
dobrze zbudowanego bruneta o szelmowskim uśmiechu, którego jedno spojrzenie
zwaliłoby ją z nóg, jednocześnie rozkładając je przed nim. On był zbyt
zwyczajny, jak na jej wymagania, a mimo to skupił całą jej uwagę. A jego słowa?
Choć słyszała podobne teksty już setki razy, tak tym razem była szczerze
zaciekawiona.
- Godzinę.
Zostawiła go
z tym jednym słowem i posyłając mu ostatni uśmieszek odeszła w stronę
czekających klientów.
- Kto to? –
Usłyszała nad uchem świergot Kiiry, gdy brunetka nalewała piwo. Tea odwróciła
wzrok znad dystrybutora w stronę tamtego blondyna, który patrząc przed siebie
dokańczał podstawionego mu przez Joniego kolejnego drinka. Zdecydowanie miał w
sobie coś, co nie pozwalało jej dopuszczać do siebie myśli, że dzisiejszej nocy
już się nie spotkają.
- Klient –
odpowiedziała w miarę zrównoważonym głosem, co spotkało się ze sceptycznym
spojrzeniem platynowej blondynki.
- Całkiem
słodki. – Tuż po jej lewej wyrósł Joni, uśmiechając się w nieprzyzwoity sposób.
– Jak ma na imię?
- Skąd mam to
wiedzieć?
- Nie
spytałaś?! – Na wpół krzyknęli, na co Tea szybko zaczęła machać rękoma, by
spuścili z tonu, nim tamten usłyszałby, że o nim konspirują.
- Tea,
idiotko, jak się za niego nie weźmiesz, to ja to zrobię. – Kiira pogroziła jej
w powietrzu palcem, a Joni zaczął gorliwie kiwać głową.
- Albo ja!
- Jesteście
pogrzani. – Tea stwierdziła tylko to, co było już oczywiste. Obdarowała dwójkę
przyjaciół zrezygnowanym spojrzeniem i poczęła wycierać blat. Tamci jednak nie
odpuszczali. – Dajcie spokój. Ki, zanieś to do ludzi z czwórki, zanim zaczną
puszczać łaciną.
Daremnie
łudziła się, że wciskając w ręce Kiiry tackę z czterema piwami pozbędzie się
jej i jej długiego nosa, grzebiącego w sprawie tajemniczego blondyna.
- Nie
spławiaj mnie, ty mała grzesznico!
- A co, jeśli
prawdopodobnie się z nim umówiłam?
- W takim
razie wyczuwam ostre…
- Joni! – Tea
rzuciła się na blondyna z trzymaną szmatką i parsknęła śmiechem. – Idź zobacz,
gdzie jest twój boski Mika i poproś go, by zamknął ci tę jadaczkę.
Nie, żeby
temat ich łóżkowych podbojów był dla nich tematem tabu, wręcz przeciwnie. Po
prostu Tea za bardzo bała się, że blondyn może ich usłyszeć i za rzeczoną
godzinę już go nie odnajdzie.
-
Ai, se eu te pego, ai, ai, se eu te pego!
Tea tylko
przewróciła oczami, słysząc piejący śpiew barmana, kilkukrotnie wypychającego
do przodu biodra jak choreografia przykazała. Mimo dogryzania nie potrafiła nie
zaśmiać się z tanecznych umiejętności pana Mattila, który zanurkował pod blatem
i zniknął na sali wraz Kiirą. Nevalainen tylko odetchnęła z ulgą i spojrzała w
stronę, w której liczyła natknąć się na głębokie spojrzenie niebieskich
tęczówek.
Ale ich już
tam nie było.
*
* *
Czuła na
plecach nieodłączny dreszczyk emocji, gdy wraz z Kiirą i Sari opuściły klub
Margot. Wypadły przez ogromne metalowe drzwi i trzymając się pod ręce,
manifestując tym swoją przyjaźń, śmiały się głośno z Joniego, który dwadzieścia
minut wcześniej zaliczył nieudany podryw w wykonaniu jakiejś gówniary. Stojący
pod Margot ludzie spoglądali w ich kierunku i sami uśmiechali się na ich widok.
Trzy młode, pewne siebie i swojej atrakcyjności kobiety stanęły na brzegu
krawężnika i czekały, aż Kiira wygra walkę z zacinająca się zapalniczką.
Przed
budynkiem, który na pozór przypominał starą opuszczoną fabrykę, zebrało się
sporo ludzi. Z wystawionych na zewnątrz głośników płynęła ta sama muzyka, co
wewnątrz klubu, a ciemność co chwilę rozdzierały światła samochodowych
reflektorów. Co rusz pod klub podjeżdżało inne auto, starsze i nowsze modele,
te bardziej klasyczne i te sportowe, w których trwały własne kilkuosobowe
imprezy.
- Kiira, rusz
się, nim odmrożę sobie tyłek! – Sari zazgrzytała zębami, zdeterminowana do
przypomnienia sobie magicznego sposobu rozpalania ogniska, którego wyuczyła się
w harcerstwie.
- Masz taki
wielki, że trochę minie, zanim wytraci całe ciepło.
- Szmata.
- Też cię
kocham. – Kiira w końcu wydmuchała z płuc nikotynowy dym i zaczęła sunąć
wzrokiem po zgromadzonych przed klubem ludziach. – No i gdzie ten twój piękniś,
Tea?
- Kto? – Sari
spojrzała po koleżankach z jawnym zaskoczeniem. Tea jedynie wykrzywiła usta,
nie przerywając grzebania w torebce w poszukiwaniu komórki. – O czym znowu nie
wiem?
Szatynka nie
uzyskała odpowiedzi na swoje pytania. Kiira jedynie uśmiechnęła się triumfalnie
i dmuchnęła dymem w chłodne czerwcowe, pachnące deszczem powietrze, gdy po
drugiej stronie ulicy zatrzymał się czarny Hyundai Genesis. Identyfikacja
kierowcy nie była trudna. A na pewno nie wtedy, gdy rozglądając się dookoła
wysiadł z auta i zatrzaskując za sobą drzwi, oparł się o nie nonszalancko
krzyżując ręce.
- Tea, twoja
taksówka do nieba przyjechała.
Tea
zrezygnowana podniosła spojrzenie znad torby i wbiła niekoniecznie rozumiejący
wzrok w przyjaciółkę. Dopiero potem podążyła oczami w kierunku, który wskazał
jej kiwający podbródek Kiiry. Od razu zrobiło jej się przyjemnie ciepło na tym
nocnym zimnie, a na usta wpłynął wąski uśmiech, gdy ujrzała jego śmiejące się
oczy.
- Jak
wyglądam? – Tea nie spuszczała z niego spojrzenia, wymieniając z nim krótkie
uśmiechy. Wyglądał obiecująco w czarnej koszulce i przetartych dżinsach, gdy
oświetlało go jedynie blade światło lampy ulicznej.
- Sądzę, że
dla niego to i tak bez różnicy – odparła Kiira, przyglądając się blondynowi z
zaciekawieniem. – Spytaj, czy ma brata bliźniaka.
- I
zabezpieczcie się – dodała Sari.
- Idiotki.
-
Przepraszam, to nie ja tutaj każę czekać facetowi. Czemu ty tu jeszcze stoisz?
Sama mam do niego podejść?
To co, że nie
znała jego imienia? Że tak właściwie nie wiedziała, kim jest i czego od niej
chciał? Przecież liczyła się tylko chwila i to, by tej nocy był jej. Tylko to. I właśnie po to dążyła. Pewnym krokiem
ruszyła przed siebie, na co od razu zareagował obejściem samochodu. Wymienili
długie spojrzenie, gdy otworzył jej drzwi od strony pasażera. Niby przypadkiem
otarła się ramieniem o jego klatkę piersiową, na co w jego oczach pojawił się
tajemniczy błysk. Uśmiechnęła się słodko w podzięce, zajmując swoje miejsce, a
gdy usiadł tuż obok przyjrzeli się sobie uważnie po raz pierwszy zdając sobie
sprawę z tego, że chcą tego samego.
- Jaki
kierunek? – Spytał, gdy silnik samochodu przyjemnie zamruczał. Tea spojrzała
przez okno na ciemne niebo i w jednej chwili pomyślała, że on mógłby zabrać ją
do gwiazd. Prawie parsknęła śmiechem, przypominając sobie ten cytat z Titanica
i dała mu wolną rękę. – Nie kazałaś długo na siebie czekać. – Przerwał ciszę,
gdy sunęli jedną z ulic Kuusamo.
- Nie
wyobrażaj sobie, że to z myślą o tobie.
- Lubię mieć
świadomość, że ktoś na mnie czeka.
Tea spojrzała
na jego profil. Cień smutku przebiegł po jego twarzy, zastąpiony skupieniem na
drodze. Musiała przyznać, że był przystojny. Miał ładnie zarysowany nos i kości
policzkowe, gdy się uśmiechał. Ale oczy skupiały wszystko. Duże, głęboko
niebieskie, takie, w których łatwo można było utonąć.
- Gdzie
jedziemy? – Spytała w końcu, gdy za oknem dostrzegała jedynie las.
- Lubisz
niespodzianki?
-
Nieszczególnie.
- I tak ci
nie powiem – odpowiedział tajemniczo, by zaraz po tym uśmiechnąć się, gdy
dostał lekkiego kuksańca w ramię. – Nie martw się, już niedaleko.
Cichutko
prychnęła pod nosem, gdy dojrzała w oddali skocznię narciarską. Dobrze znana
jej Rukatunturi nie robiła takiego wrażenia, jak zimą. Tea poczuła lekkie
rozczarowanie, bo to nie było miejsce, w które chciałaby zostać zabrana w
środku nocy. Spodziewała się czegoś więcej i… I tajemniczy nieznajomy chyba
czytał w jej myślach, bo ominął zjazd w stronę Ruki i pojechał dalej, skręcając
w lewo w jakąś leśną dróżkę.
Wspaniale, zimno, ciemno, las i komary.
W ciszy
pokonywali kolejne kilometry. Napięcie powoli rosło, bo Tei nie przychodziło do
głowy nic, co pomogłoby je rozładować, dopóki auto nie zatrzyma się w miejscu.
Stopniowo uchodziła z niej początkowa ekscytacja, a zastępowało je zniecierpliwienie
i rozczarowanie.
Jakaż była
jej ulga, gdy blondyn oznajmił jej, że są już na miejscu. Zerknęła przez szybę
i kilkukrotnie zamrugała, dostrzegając rozciągający się przed nimi widok. W jej
dużych ciemnych oczach odbijały się światła rozbłyskającego miasta. Tak jak
Ruka, miała całe Kuusamo u stóp. Miasto, tylko miasto… Ale czuła, jakby miała o
wiele więcej.
- I co teraz?
– Wydusiła, posyłając mu zniecierpliwione spojrzenia sponad gęstych rzęs.
Wzruszył delikatnie ramionami, co nie spodobało się Tei, jednak szybko
wybaczyła mu ten świadczący o niewiedzy gest, gdy oparłszy głowę o zagłówek,
obrócił się w jej stronę i popatrzył na nią tak, że na chwilę straciła dech w
piersiach.
- Nie myśl
sobie, że zabieram w to miejsce każdą dziewczynę z nadzieją, że ładne widoczki
zrobią na niej wrażenie. – Wydostało się spomiędzy jego ust. – Osobiście sądzę,
że te, które mam ja są o wiele bardziej… zachwycające.
Prawie
parsknęła śmiechem, odwracając spojrzenie w zupełnie drugą stronę. Poczuła na
nagim ramieniu jego buchający oddech, świadczący o tym, że ten humor udzielił
się i jemu. To chyba nie miało tak zabrzmieć.
- Tea. –
Prawie wymruczał, na co zareagowała wyraźnym zaskoczeniem. Skąd znał jej imię?
I dlaczego zaczął się śmiać? – Tak masz napisane na identyfikatorze, głuptasku.
Prawie
przyłożyła sobie w czoło za swoje roztargnienie i to, że nie pozbyła się tej
cholernej plakietki. Grunt to szybkie odwrócenie jego uwagi.
- A ty? Czy
wolisz, bym zwracała się do ciebie per Nieznajomy?
Zaśmiał się
perliście ewidentnie rozbawiony i może nawet zadowolony z tego, że udaje mu się
utrzymać za zębami własne imię. Z drugiej strony Tea uznała, że przecież ta
wiedza nie jest niezbędna. Wystarczyła dobra zabawa w… dosyć ciekawych warunkach.
- Okej, Nieznajomy. Co dalej? – Powtórzyła,
pochylając się w jego kierunku i decydując się w końcu na rozkręcenie tej
gierki. Czas upływał, noc nie miała trwać wiecznie. A ona zdecydowanie
niecierpliwiła się. Nie lubiła odwlekać tego, na co miała ochotę. Nawet jeśli
skutecznie powstrzymywał ją od tego blondyn o spojrzeniu przewiercającym ją na
wylot.
- Co dalej? –
Powtórzył po niej i oparł rękę o fotel, łapiąc w końcówki palców czarne pasma
jej włosów. Przez chwilę przyglądał się jej, nakręcając je, by w końcu założyć
je za jej ucho i uśmiechnąć się jakoś tak inaczej. Błąkający się po jego
rozciągniętych ustach niepokój irytował Teę, dlatego długo nie zastanawiała się
nad kolejnym ruchem – postanowiła własnymi wargami ściągnąć z nich wszystko to,
czego się obawiał. Chwyciła drobną dłonią za jego koszulkę w okolicach wycięcia
na szyi i zacisnęła na niej palce, czując coraz silniejszy napór jego ust na
swoich. Mruknęła z zadowolenia, że w końcu przeszli do konkretów, a jej
pocałunki szybko zostały odwzajemnione. Wsunął lewą dłoń pomiędzy jej włosy,
schodząc nią do szyi, którą przez dłuższą chwilę delikatnie gładził kciukiem,
doprowadzając ją tym do gęsiej skórki. Całował z początku leniwie, chcąc wyczuć
jej reakcję, by potem przyspieszyć, przybrać na zachłanności i namiętności. A
to bardzo podobało się Tei.
Sama nie wie,
w którym momencie jego dłonie znalazły się na jej przedramionach, ale po
kilkunastu sekundach gimnastyki siedziała na jego udach i odrzucając na tylne
siedzenie jego czapkę, wsunęła palce w blond czuprynę mężczyzny. Czuła jego
dłonie na plecach, choć wydawało jej się, że prawie jej nie dotyka. Napierała
na niego całym swoim ciałem, oddając się tej chwili zapomnienia. I choć to
zapomnienie przychodziło już wielokrotnie w jej życiu, tak tym razem Tea
odnosiła wrażenie, że jest jakoś inaczej. Że jest lepiej, przyjemniej.
On w
porównaniu do swoich poprzedników nie wydawał się samolubny. Nie brał od niej
tego, co sama przecież tak ochoczo dawała, ale regularnie odwdzięczał się;
dawał jej to, czego oczekiwała od każdego mężczyzny. W dodatku dotykał, jak
żaden inny wcześniej, całował tak, że odlatywała i w tym wszystkim był po
prostu kimś, kogo nie znała, a kogo w tej jednej chwili miała ochotę przywiązać
do krzesła i wybłagać, by powiedział jej o sobie wszystko. Jasne, to było
czyste wariactwo, ale wariactwo warte tego cudownego uniesienia.
Odchyliła
głowę, aby na chwilę odetchnąć i uśmiechnąć się błogo, opierając czoło o jego.
Przymknęła powieki ciężko oddychając, a on patrzył na nią, ujmując jej
zaróżowione policzki w dłonie i chłonąc jej widok tak, jakby zaraz miała wybiec
z auta i zostawić go tu samego.
- I nie boisz
się? – Sapnął z ustami przy jej pachnącej jabłkami z cynamonem szyi. Przycisnął
policzek do jej dekoltu, unosząc się wraz z jej ciężkim oddechem. Trzymał ją
blisko siebie, bo czuł, że ta dziewczyna może dać mu więcej niż kilka chwil
przyjemności, które mógłby dostać od każdej.
- Nie –
odparła, zagryzając rozciągniętą w uśmiechu wargę. – Nie boję się.
Zaśmiał się i
odnalazł jej miękkie usta, całując je zachłannie.
- Jedźmy do
mnie – wymruczała z wargami przytkniętymi do jego. – Albo do ciebie.
Gdziekolwiek.
Nigdy nie
przeszkadzało jej, że mieszka na ostatnim piętrze, dopóki nie musiała znieść
wlekącego się dźwigu, w którym utknęła z blondynem. I choć przyciśnięta do
ściany i z jego błądzącymi po jej szyi wargami nie powinna była narzekać, tak
nie mogła się doczekać, by wreszcie poczuć pod plecami miękki materac i jego
ciężar na sobie. Prawie pisnęła ze szczęścia, gdy winda szarpnęła na ostatnim
przystanku i szybko zeskoczyła z bioder Nieznajomego,
ciągnąc go ku czeluściom własnego mieszkania.
Trzask
frontowych drzwi odciął ich od rzeczywistości i świata zewnętrznego. Teraz byli
już tylko oni, razem, złączeni w namiętnym pocałunku, gorącym uścisku,
pozbywający się nawzajem ubrań. Rozgrzani do czerwoności, złaknieni wzajemnego
dotyku, błagający każdym gestem o więcej. Połączeni ciałami i splecionymi
palcami rąk oddali się sobie nawzajem, nie rozumiejąc, dlaczego tak bardzo im
zależy. Nie rozumiejąc, dlaczego chcą siebie więcej i więcej i nie pojmując,
dlaczego właśnie oni.
Dlaczego on?
I dlaczego ona?
- Kim ty
właściwie jesteś… - westchnęła mu do ucha tak, jakby mimo wszystko nie chciała
znać odpowiedzi. – Kim ty, do cholery, jesteś…
Ułożona na
jego piersi obserwowała powoli jaśniejące za oknem niebo. Próbowała poukładać w
swojej głowie, jak to możliwe, że pojawił się tak nagle i zwrócił jej w głowie
w ten sposób. Starała się zrozumieć, dlaczego jeszcze go nie wygoniła z
własnego łóżka, skoro jeszcze nie usnął. I próbowała odpowiedzieć sobie na
pytanie, dlaczego w ogóle nie chce, aby kiedykolwiek je opuszczał.
- Mogę być
kimkolwiek chcesz. – Zaczął, trzymając ją blisko siebie. - Twoim koszmarem,
twoim marzeniem, twoim przekleństwem, twoim wszystkim i twoim niczym, twoją
największą pomyłką, albo najlepszą decyzją. Mogę być chwilową przygodą, ale mogę
też zostać dłużej. Mogę być powodem twojego płaczu i śmiechu. Mogę zostać, mogę
odejść. Mogę być każdym pojedynczym słowem, którym mnie nazwiesz. To wszystko
zależy od ciebie.
Przymknęła
oczy i delikatnie się uśmiechając, ucałowała jego wystający obojczyk. A potem
lekko uniosła głowę, by po raz kolejny spojrzeć w jego oczy.
- A jak mogę
nazwać cię teraz, Nieznajomy?
Uśmiechnął
się uśmiechem przegranego i pokonanego, ale szczęśliwego faceta. Koniec
anonimowości. Zresztą, chyba chciał przekonać się, jak jego imię będzie
brzmiało w jej ustach.
- Anssi.
Uniósł kąciki
ust, sięgając do opadających na jej policzek włosów. Zagarnął je za ucho, a na
jej twarzy pojawił się zadowolony uśmiech, który przycisnęła do jego warg.
- Anssi –
powtórzyła melodyjnie. – Anssi, zostań do rana.
Został.
Został do rana, został na cały dzień… A potem dzień zamieniał się w tygodnie i
miesiące, z zamiarem przeobrażenia się w całą resztę życia.
_________________________
Także tego.
Anssi. W dogrywce wygrał z Fettnerem, bo stwierdziłam, że na razie dam odpocząć
Austriakom.
To nie będzie
długie. Kilka rozdziałów, poważnie. Po prostu naszła mnie chęć na coś
odbiegającego od tego, co znacie z Neli i Thomasa, na coś smutnego, coś
odważnego, nie do końca przemyślanego. Nie spodziewajcie się fajerwerków, bo ta
historia nie będzie łamać schematów, nie będzie szczególnie oryginalna i tak
właściwie jest pisana dla własnego widzimisię bez zastanowienia.
Oddaję Teę i Anssiego
w Wasze ręce. Będziecie?
Ściskam Was przemocno!