niedziela, 3 sierpnia 2014

0. Tej nocy będziesz mój.

Jeszcze nie patrzcie do zakładki z bohaterami. Niech to będzie niespodziewajka!

* * *


Tylko zabawa. Nic więcej.
Ciemnogranatowe czerwcowe niebo okrywało Kuusamo i jego mieszkańców do snu. Powietrze było wilgotne, a ulice mokre od deszczu, który po tygodniu nareszcie przestał padać. Noc była spokojna, w końcu nastała ukochana cisza, niezmącona przez zwiastujące burzę grzmienie oraz każdy naturalny odgłos dnia.
Tylko jedno miejsce pomimo późnej pory wciąż tętniło życiem. Pulsacyjne uderzenia basów roznosiły się po jednej z najdalszych dzielnic miasta. Głośniki niczym serce pompowały muzykę, rozprowadzając ją jak żyły krew po organizmie, jakim był klub Margot. Migające światła padały na falujące w rytm muzyki rozgrzane ciała, odbijając się od nich i wprawiając w wrażenie, jakby poruszały się w zwolnionym tempie. Uniesione ponad głowami ręce lawirowały nad głowami i unoszącymi się włosami. Powietrze było gęste, przepełnione zapachem alkoholu przemieszanego z całą mieszanką damskich i męskich perfum oraz potu. Było gorąco, wręcz duszno, a jednak nikomu to nie przeszkadzało. Ciało ocierało się o ciało, cudza dłoń głaskała zupełnie obcy brzuch, a inne usta zlizywały wódkę z cudzych warg. Tutaj nikt nie postawił żadnych ograniczeń. Nie musiałeś dociskać pedału hamulca. Nie było potrzeby myśleć o konsekwencjach, bo i po co? Tutaj chodziło tylko o poddanie się chwili, o moment zapomnienia, szaleństwa, szczyptę wariactwa, któremu warto się oddać, chociaż na jedną noc.
Tłum ściśniętych ludzi falował razem z muzyką, powoli tracąc kontakt z rzeczywistością. Traciła go również niewysoka brunetka, lawirująca pośród nich z uniesioną nad głową ręką, na której próbowała utrzymać okrągłą tackę z logiem klubu. Co chwila parskała śmiechem, gdy ktoś obracał ją wokół jej osi, chcąc zaciągnąć ją do tańca. Śmiała się z zamglonych oczu jakiegoś młodego chłopaka, który zapewne pojawił się w tym miejscu po raz pierwszy i liczył, że alkohol pomoże mu zyskać na odwadze. Śmiała się z dziewczyn, które usilnie starały się zwrócić na siebie uwagę. Śmiała się, bo dlaczego miałaby nie?
- Na jedną nóżkę, a potem na drugą, co?
Gdy dotarła do baru i skutecznie rozepchała łokciami dwójkę wdzięczących się do barmana małolat od razu sięgnęła po wypełniony po brzegi kieliszek wódki. Przechyliła go do dna, a gdy Joni szybko go uzupełnił, uniosła go i spojrzała na przyjaciela z rozmarzonym uśmiechem na ustach.
- Gdybyś nie był gejem, to już byś leżał pode mną bez spodni.
Blondyn ze śmiechem odprowadził wzrokiem dwie nastolatki, po których zostały tylko leniwie obracające się barowe krzesełka. Brunetka uśmiechnęła się półgębkiem, zerkając przez ramię i dostrzegając ginące w tłumie dziewczyny.
- Tea, uwielbiam cię.
Tea Nevalainen doskonale o tym wiedziała, co potwierdziła jednym wymownym spojrzeniem spod wachlarza rzęs. Przerzuciła za ramię opadające proste pasma włosów i zakładając noga na nogę, poczęła obserwować ludzi, oddających się różnym przyjemnościom.
- Zastąpisz mnie? Muszę na stronę.
Kiwnęła głową i przejmując od Joniego fartuszek zgrabnie przeskoczyła bar, lądując w jego ramionach. Posłał jej wdzięczny uśmiech, na co Tea tylko klepnęła go w pośladek, gdy ten pędem uciekał na zaplecze.
Z utęsknieniem spojrzała na zegar, wisząc nad drzwiami, za którymi zniknął Joni. Z ulgą stwierdziła, że została godzina jej zmiany. Godzina i będzie wolna. Wolna od pracy, ale nie od tego miejsca, o nie. Dziś nie zamierzała wracać do domu sama. Być może nie zamierzała wracać do niego wcale.
- Długo jeszcze?
Tea z hamowanym zaskoczeniem odszukała właściciela głosu, który nagle wyrwał ją z zamyślenia. Przesunęła wzrokiem wzdłuż baru i dopiero na końcu ujrzała Jego. Wpatrującego się w zawartość trzymanej w szczupłych palcach szklanki, o spokojnym wyrazie twarzy i pełnych wargach, na których połyskiwały krople alkoholu. Dopiero, gdy poczuł na sobie jej wzrok, uniósł spojrzenie dużych, głęboko niebieskich oczu, które utkwił w twarzy Tei. Ruchem brwi wskazał na zegar, w który przed chwilą się wpatrywała, a potem znów spojrzał na nią, posyłając niemą propozycję.
- Godzina – odpowiedziała, unosząc lewy kącik ust i obdarzając go kuszącym spojrzeniem.
- Godzina – powtórzył jak echo i jednym ruchem nadgarstka zamieszał w szklance resztki alkoholu. Dopiero po paru sekundach Tea zdała sobie sprawę, że w jej głowie odbija się błaganie, aby jeszcze raz uniósł na nią to świdrujące spojrzenie swych oczu. Jakież było jej zdziwienie i rozbawienie, gdy nieświadomie wypełnił jej prośbę, dołączając do tego zniewalający uśmiech. – A potem?
- Skąd ta ciekawość? – Zmrużyła podejrzliwie oczy i nie przestając się uśmiechać, oparła się ramionami o blat. Zacisnął rozciągające się w uśmiechu usta i wlepił wzrok w puste dno trzymanej szklanki. Z jego twarzy dało się wyczytać pewną zagadkowość, jakieś ciche zamiary, które wysunięte od osoby takiej jak on, nie mogły być złe. I Tea bardzo chciała się o tym przekonać.
W końcu wzruszył ramionami.
- Po prostu nie wiem, jak długo powinien tu zostać, by moje siedzenie miało tutaj jakikolwiek sens.
Na pozór nie miał w sobie niczego, co mogłoby przyciągnąć uwagę Tei. Był zupełnym przeciwieństwem obiektu jej najgorętszych mrzonek. Spod czapki, której daszek obrócił do tyłu, wystawały blond kosmyki, które sięgały lekko za ucho. Z pozoru nie posiadał niczego, co mogłoby zainteresować Teę. Nie był w jej typie wysokiego, dobrze zbudowanego bruneta o szelmowskim uśmiechu, którego jedno spojrzenie zwaliłoby ją z nóg, jednocześnie rozkładając je przed nim. On był zbyt zwyczajny, jak na jej wymagania, a mimo to skupił całą jej uwagę. A jego słowa? Choć słyszała podobne teksty już setki razy, tak tym razem była szczerze zaciekawiona.
- Godzinę.
Zostawiła go z tym jednym słowem i posyłając mu ostatni uśmieszek odeszła w stronę czekających klientów.
- Kto to? – Usłyszała nad uchem świergot Kiiry, gdy brunetka nalewała piwo. Tea odwróciła wzrok znad dystrybutora w stronę tamtego blondyna, który patrząc przed siebie dokańczał podstawionego mu przez Joniego kolejnego drinka. Zdecydowanie miał w sobie coś, co nie pozwalało jej dopuszczać do siebie myśli, że dzisiejszej nocy już się nie spotkają.
- Klient – odpowiedziała w miarę zrównoważonym głosem, co spotkało się ze sceptycznym spojrzeniem platynowej blondynki.
- Całkiem słodki. – Tuż po jej lewej wyrósł Joni, uśmiechając się w nieprzyzwoity sposób. – Jak ma na imię?
- Skąd mam to wiedzieć?
- Nie spytałaś?! – Na wpół krzyknęli, na co Tea szybko zaczęła machać rękoma, by spuścili z tonu, nim tamten usłyszałby, że o nim konspirują.
- Tea, idiotko, jak się za niego nie weźmiesz, to ja to zrobię. – Kiira pogroziła jej w powietrzu palcem, a Joni zaczął gorliwie kiwać głową.
- Albo ja!
- Jesteście pogrzani. – Tea stwierdziła tylko to, co było już oczywiste. Obdarowała dwójkę przyjaciół zrezygnowanym spojrzeniem i poczęła wycierać blat. Tamci jednak nie odpuszczali. – Dajcie spokój. Ki, zanieś to do ludzi z czwórki, zanim zaczną puszczać łaciną.
Daremnie łudziła się, że wciskając w ręce Kiiry tackę z czterema piwami pozbędzie się jej i jej długiego nosa, grzebiącego w sprawie tajemniczego blondyna.
- Nie spławiaj mnie, ty mała grzesznico!
- A co, jeśli prawdopodobnie się z nim umówiłam?
- W takim razie wyczuwam ostre…
- Joni! – Tea rzuciła się na blondyna z trzymaną szmatką i parsknęła śmiechem. – Idź zobacz, gdzie jest twój boski Mika i poproś go, by zamknął ci tę jadaczkę.
Nie, żeby temat ich łóżkowych podbojów był dla nich tematem tabu, wręcz przeciwnie. Po prostu Tea za bardzo bała się, że blondyn może ich usłyszeć i za rzeczoną godzinę już go nie odnajdzie.
- Ai, se eu te pego, ai, ai, se eu te pego!
Tea tylko przewróciła oczami, słysząc piejący śpiew barmana, kilkukrotnie wypychającego do przodu biodra jak choreografia przykazała. Mimo dogryzania nie potrafiła nie zaśmiać się z tanecznych umiejętności pana Mattila, który zanurkował pod blatem i zniknął na sali wraz Kiirą. Nevalainen tylko odetchnęła z ulgą i spojrzała w stronę, w której liczyła natknąć się na głębokie spojrzenie niebieskich tęczówek.
Ale ich już tam nie było.

* * *

Czuła na plecach nieodłączny dreszczyk emocji, gdy wraz z Kiirą i Sari opuściły klub Margot. Wypadły przez ogromne metalowe drzwi i trzymając się pod ręce, manifestując tym swoją przyjaźń, śmiały się głośno z Joniego, który dwadzieścia minut wcześniej zaliczył nieudany podryw w wykonaniu jakiejś gówniary. Stojący pod Margot ludzie spoglądali w ich kierunku i sami uśmiechali się na ich widok. Trzy młode, pewne siebie i swojej atrakcyjności kobiety stanęły na brzegu krawężnika i czekały, aż Kiira wygra walkę z zacinająca się zapalniczką.
Przed budynkiem, który na pozór przypominał starą opuszczoną fabrykę, zebrało się sporo ludzi. Z wystawionych na zewnątrz głośników płynęła ta sama muzyka, co wewnątrz klubu, a ciemność co chwilę rozdzierały światła samochodowych reflektorów. Co rusz pod klub podjeżdżało inne auto, starsze i nowsze modele, te bardziej klasyczne i te sportowe, w których trwały własne kilkuosobowe imprezy.
- Kiira, rusz się, nim odmrożę sobie tyłek! – Sari zazgrzytała zębami, zdeterminowana do przypomnienia sobie magicznego sposobu rozpalania ogniska, którego wyuczyła się w harcerstwie.
- Masz taki wielki, że trochę minie, zanim wytraci całe ciepło.
- Szmata.
- Też cię kocham. – Kiira w końcu wydmuchała z płuc nikotynowy dym i zaczęła sunąć wzrokiem po zgromadzonych przed klubem ludziach. – No i gdzie ten twój piękniś, Tea?
- Kto? – Sari spojrzała po koleżankach z jawnym zaskoczeniem. Tea jedynie wykrzywiła usta, nie przerywając grzebania w torebce w poszukiwaniu komórki. – O czym znowu nie wiem?
Szatynka nie uzyskała odpowiedzi na swoje pytania. Kiira jedynie uśmiechnęła się triumfalnie i dmuchnęła dymem w chłodne czerwcowe, pachnące deszczem powietrze, gdy po drugiej stronie ulicy zatrzymał się czarny Hyundai Genesis. Identyfikacja kierowcy nie była trudna. A na pewno nie wtedy, gdy rozglądając się dookoła wysiadł z auta i zatrzaskując za sobą drzwi, oparł się o nie nonszalancko krzyżując ręce.
- Tea, twoja taksówka do nieba przyjechała.
Tea zrezygnowana podniosła spojrzenie znad torby i wbiła niekoniecznie rozumiejący wzrok w przyjaciółkę. Dopiero potem podążyła oczami w kierunku, który wskazał jej kiwający podbródek Kiiry. Od razu zrobiło jej się przyjemnie ciepło na tym nocnym zimnie, a na usta wpłynął wąski uśmiech, gdy ujrzała jego śmiejące się oczy.
- Jak wyglądam? – Tea nie spuszczała z niego spojrzenia, wymieniając z nim krótkie uśmiechy. Wyglądał obiecująco w czarnej koszulce i przetartych dżinsach, gdy oświetlało go jedynie blade światło lampy ulicznej.
- Sądzę, że dla niego to i tak bez różnicy – odparła Kiira, przyglądając się blondynowi z zaciekawieniem. – Spytaj, czy ma brata bliźniaka.
- I zabezpieczcie się – dodała Sari.
- Idiotki.
- Przepraszam, to nie ja tutaj każę czekać facetowi. Czemu ty tu jeszcze stoisz? Sama mam do niego podejść?
To co, że nie znała jego imienia? Że tak właściwie nie wiedziała, kim jest i czego od niej chciał? Przecież liczyła się tylko chwila i to, by tej nocy był jej. Tylko to. I właśnie po to dążyła. Pewnym krokiem ruszyła przed siebie, na co od razu zareagował obejściem samochodu. Wymienili długie spojrzenie, gdy otworzył jej drzwi od strony pasażera. Niby przypadkiem otarła się ramieniem o jego klatkę piersiową, na co w jego oczach pojawił się tajemniczy błysk. Uśmiechnęła się słodko w podzięce, zajmując swoje miejsce, a gdy usiadł tuż obok przyjrzeli się sobie uważnie po raz pierwszy zdając sobie sprawę z tego, że chcą tego samego.
- Jaki kierunek? – Spytał, gdy silnik samochodu przyjemnie zamruczał. Tea spojrzała przez okno na ciemne niebo i w jednej chwili pomyślała, że on mógłby zabrać ją do gwiazd. Prawie parsknęła śmiechem, przypominając sobie ten cytat z Titanica i dała mu wolną rękę. – Nie kazałaś długo na siebie czekać. – Przerwał ciszę, gdy sunęli jedną z ulic Kuusamo.
- Nie wyobrażaj sobie, że to z myślą o tobie.
- Lubię mieć świadomość, że ktoś na mnie czeka.
Tea spojrzała na jego profil. Cień smutku przebiegł po jego twarzy, zastąpiony skupieniem na drodze. Musiała przyznać, że był przystojny. Miał ładnie zarysowany nos i kości policzkowe, gdy się uśmiechał. Ale oczy skupiały wszystko. Duże, głęboko niebieskie, takie, w których łatwo można było utonąć.
- Gdzie jedziemy? – Spytała w końcu, gdy za oknem dostrzegała jedynie las.
- Lubisz niespodzianki?
- Nieszczególnie.
- I tak ci nie powiem – odpowiedział tajemniczo, by zaraz po tym uśmiechnąć się, gdy dostał lekkiego kuksańca w ramię. – Nie martw się, już niedaleko.
Cichutko prychnęła pod nosem, gdy dojrzała w oddali skocznię narciarską. Dobrze znana jej Rukatunturi nie robiła takiego wrażenia, jak zimą. Tea poczuła lekkie rozczarowanie, bo to nie było miejsce, w które chciałaby zostać zabrana w środku nocy. Spodziewała się czegoś więcej i… I tajemniczy nieznajomy chyba czytał w jej myślach, bo ominął zjazd w stronę Ruki i pojechał dalej, skręcając w lewo w jakąś leśną dróżkę.
Wspaniale, zimno, ciemno, las i komary.
W ciszy pokonywali kolejne kilometry. Napięcie powoli rosło, bo Tei nie przychodziło do głowy nic, co pomogłoby je rozładować, dopóki auto nie zatrzyma się w miejscu. Stopniowo uchodziła z niej początkowa ekscytacja, a zastępowało je zniecierpliwienie i rozczarowanie.
Jakaż była jej ulga, gdy blondyn oznajmił jej, że są już na miejscu. Zerknęła przez szybę i kilkukrotnie zamrugała, dostrzegając rozciągający się przed nimi widok. W jej dużych ciemnych oczach odbijały się światła rozbłyskającego miasta. Tak jak Ruka, miała całe Kuusamo u stóp. Miasto, tylko miasto… Ale czuła, jakby miała o wiele więcej.
- I co teraz? – Wydusiła, posyłając mu zniecierpliwione spojrzenia sponad gęstych rzęs. Wzruszył delikatnie ramionami, co nie spodobało się Tei, jednak szybko wybaczyła mu ten świadczący o niewiedzy gest, gdy oparłszy głowę o zagłówek, obrócił się w jej stronę i popatrzył na nią tak, że na chwilę straciła dech w piersiach.
- Nie myśl sobie, że zabieram w to miejsce każdą dziewczynę z nadzieją, że ładne widoczki zrobią na niej wrażenie. – Wydostało się spomiędzy jego ust. – Osobiście sądzę, że te, które mam ja są o wiele bardziej… zachwycające.
Prawie parsknęła śmiechem, odwracając spojrzenie w zupełnie drugą stronę. Poczuła na nagim ramieniu jego buchający oddech, świadczący o tym, że ten humor udzielił się i jemu. To chyba nie miało tak zabrzmieć.
- Tea. – Prawie wymruczał, na co zareagowała wyraźnym zaskoczeniem. Skąd znał jej imię? I dlaczego zaczął się śmiać? – Tak masz napisane na identyfikatorze, głuptasku.
Prawie przyłożyła sobie w czoło za swoje roztargnienie i to, że nie pozbyła się tej cholernej plakietki. Grunt to szybkie odwrócenie jego uwagi.
- A ty? Czy wolisz, bym zwracała się do ciebie per Nieznajomy?
Zaśmiał się perliście ewidentnie rozbawiony i może nawet zadowolony z tego, że udaje mu się utrzymać za zębami własne imię. Z drugiej strony Tea uznała, że przecież ta wiedza nie jest niezbędna. Wystarczyła dobra zabawa w… dosyć ciekawych warunkach.
- Okej, Nieznajomy. Co dalej? – Powtórzyła, pochylając się w jego kierunku i decydując się w końcu na rozkręcenie tej gierki. Czas upływał, noc nie miała trwać wiecznie. A ona zdecydowanie niecierpliwiła się. Nie lubiła odwlekać tego, na co miała ochotę. Nawet jeśli skutecznie powstrzymywał ją od tego blondyn o spojrzeniu przewiercającym ją na wylot.
- Co dalej? – Powtórzył po niej i oparł rękę o fotel, łapiąc w końcówki palców czarne pasma jej włosów. Przez chwilę przyglądał się jej, nakręcając je, by w końcu założyć je za jej ucho i uśmiechnąć się jakoś tak inaczej. Błąkający się po jego rozciągniętych ustach niepokój irytował Teę, dlatego długo nie zastanawiała się nad kolejnym ruchem – postanowiła własnymi wargami ściągnąć z nich wszystko to, czego się obawiał. Chwyciła drobną dłonią za jego koszulkę w okolicach wycięcia na szyi i zacisnęła na niej palce, czując coraz silniejszy napór jego ust na swoich. Mruknęła z zadowolenia, że w końcu przeszli do konkretów, a jej pocałunki szybko zostały odwzajemnione. Wsunął lewą dłoń pomiędzy jej włosy, schodząc nią do szyi, którą przez dłuższą chwilę delikatnie gładził kciukiem, doprowadzając ją tym do gęsiej skórki. Całował z początku leniwie, chcąc wyczuć jej reakcję, by potem przyspieszyć, przybrać na zachłanności i namiętności. A to bardzo podobało się Tei.
Sama nie wie, w którym momencie jego dłonie znalazły się na jej przedramionach, ale po kilkunastu sekundach gimnastyki siedziała na jego udach i odrzucając na tylne siedzenie jego czapkę, wsunęła palce w blond czuprynę mężczyzny. Czuła jego dłonie na plecach, choć wydawało jej się, że prawie jej nie dotyka. Napierała na niego całym swoim ciałem, oddając się tej chwili zapomnienia. I choć to zapomnienie przychodziło już wielokrotnie w jej życiu, tak tym razem Tea odnosiła wrażenie, że jest jakoś inaczej. Że jest lepiej, przyjemniej.
On w porównaniu do swoich poprzedników nie wydawał się samolubny. Nie brał od niej tego, co sama przecież tak ochoczo dawała, ale regularnie odwdzięczał się; dawał jej to, czego oczekiwała od każdego mężczyzny. W dodatku dotykał, jak żaden inny wcześniej, całował tak, że odlatywała i w tym wszystkim był po prostu kimś, kogo nie znała, a kogo w tej jednej chwili miała ochotę przywiązać do krzesła i wybłagać, by powiedział jej o sobie wszystko. Jasne, to było czyste wariactwo, ale wariactwo warte tego cudownego uniesienia.
Odchyliła głowę, aby na chwilę odetchnąć i uśmiechnąć się błogo, opierając czoło o jego. Przymknęła powieki ciężko oddychając, a on patrzył na nią, ujmując jej zaróżowione policzki w dłonie i chłonąc jej widok tak, jakby zaraz miała wybiec z auta i zostawić go tu samego.
- I nie boisz się? – Sapnął z ustami przy jej pachnącej jabłkami z cynamonem szyi. Przycisnął policzek do jej dekoltu, unosząc się wraz z jej ciężkim oddechem. Trzymał ją blisko siebie, bo czuł, że ta dziewczyna może dać mu więcej niż kilka chwil przyjemności, które mógłby dostać od każdej.
- Nie – odparła, zagryzając rozciągniętą w uśmiechu wargę. – Nie boję się.
Zaśmiał się i odnalazł jej miękkie usta, całując je zachłannie.
- Jedźmy do mnie – wymruczała z wargami przytkniętymi do jego. – Albo do ciebie. Gdziekolwiek.
Nigdy nie przeszkadzało jej, że mieszka na ostatnim piętrze, dopóki nie musiała znieść wlekącego się dźwigu, w którym utknęła z blondynem. I choć przyciśnięta do ściany i z jego błądzącymi po jej szyi wargami nie powinna była narzekać, tak nie mogła się doczekać, by wreszcie poczuć pod plecami miękki materac i jego ciężar na sobie. Prawie pisnęła ze szczęścia, gdy winda szarpnęła na ostatnim przystanku i szybko zeskoczyła z bioder Nieznajomego, ciągnąc go ku czeluściom własnego mieszkania.
Trzask frontowych drzwi odciął ich od rzeczywistości i świata zewnętrznego. Teraz byli już tylko oni, razem, złączeni w namiętnym pocałunku, gorącym uścisku, pozbywający się nawzajem ubrań. Rozgrzani do czerwoności, złaknieni wzajemnego dotyku, błagający każdym gestem o więcej. Połączeni ciałami i splecionymi palcami rąk oddali się sobie nawzajem, nie rozumiejąc, dlaczego tak bardzo im zależy. Nie rozumiejąc, dlaczego chcą siebie więcej i więcej i nie pojmując, dlaczego właśnie oni.
Dlaczego on? I dlaczego ona?
- Kim ty właściwie jesteś… - westchnęła mu do ucha tak, jakby mimo wszystko nie chciała znać odpowiedzi. – Kim ty, do cholery, jesteś…
Ułożona na jego piersi obserwowała powoli jaśniejące za oknem niebo. Próbowała poukładać w swojej głowie, jak to możliwe, że pojawił się tak nagle i zwrócił jej w głowie w ten sposób. Starała się zrozumieć, dlaczego jeszcze go nie wygoniła z własnego łóżka, skoro jeszcze nie usnął. I próbowała odpowiedzieć sobie na pytanie, dlaczego w ogóle nie chce, aby kiedykolwiek je opuszczał.
- Mogę być kimkolwiek chcesz. – Zaczął, trzymając ją blisko siebie. - Twoim koszmarem, twoim marzeniem, twoim przekleństwem, twoim wszystkim i twoim niczym, twoją największą pomyłką, albo najlepszą decyzją. Mogę być chwilową przygodą, ale mogę też zostać dłużej. Mogę być powodem twojego płaczu i śmiechu. Mogę zostać, mogę odejść. Mogę być każdym pojedynczym słowem, którym mnie nazwiesz. To wszystko zależy od ciebie.
Przymknęła oczy i delikatnie się uśmiechając, ucałowała jego wystający obojczyk. A potem lekko uniosła głowę, by po raz kolejny spojrzeć w jego oczy.
- A jak mogę nazwać cię teraz, Nieznajomy?
Uśmiechnął się uśmiechem przegranego i pokonanego, ale szczęśliwego faceta. Koniec anonimowości. Zresztą, chyba chciał przekonać się, jak jego imię będzie brzmiało w jej ustach.
- Anssi.
Uniósł kąciki ust, sięgając do opadających na jej policzek włosów. Zagarnął je za ucho, a na jej twarzy pojawił się zadowolony uśmiech, który przycisnęła do jego warg.
- Anssi – powtórzyła melodyjnie. – Anssi, zostań do rana.
Został. Został do rana, został na cały dzień… A potem dzień zamieniał się w tygodnie i miesiące, z zamiarem przeobrażenia się w całą resztę życia.


_________________________


Także tego. Anssi. W dogrywce wygrał z Fettnerem, bo stwierdziłam, że na razie dam odpocząć Austriakom.
To nie będzie długie. Kilka rozdziałów, poważnie. Po prostu naszła mnie chęć na coś odbiegającego od tego, co znacie z Neli i Thomasa, na coś smutnego, coś odważnego, nie do końca przemyślanego. Nie spodziewajcie się fajerwerków, bo ta historia nie będzie łamać schematów, nie będzie szczególnie oryginalna i tak właściwie jest pisana dla własnego widzimisię bez zastanowienia.
Oddaję Teę i Anssiego w Wasze ręce. Będziecie?

Ściskam Was przemocno!