Wiatr dął z zawrotną
prędkością i siłą, dmuchając w oczy padającym śniegiem. Mleczne chmury raziły w
oczy, a temperatura sięgała kilkunastu stopni poniżej zera. Tea zacisnęła
mocniej skostniałe palce na szaliku i z na wpół przymkniętymi powiekami próbowała
przedrzeć się przez wichurę. Ulice były już puste, a na nią czekała nocna
zmiana w Margot. Właściwie to cieszyła się na nią. Pracując w nocy pozbywała
się szansy na kolejne godziny przewracania się w łóżku, walcząc o sen z
pracującym na pełnych obrotach mózgiem, który podsuwał jej obrazy z
przeszłości. A gdy następnego poranka wróci do domu po prostu padnie ze
zmęczenia, nic jej się nie przyśni i nie spędzi dnia na rozpamiętywaniu.
Tak, to brzmiało jak dobry
plan.
Skręciła w jedną z uliczek,
będących drogą na skróty, w myślach układając sobie listę zamówień, które
trzeba było złożyć w hurtowni w następnym tygodniu. I właśnie wymyślała
wszelakie argumenty, przemawiające za tym, że Joni musi w końcu usiąść do
papierkowej roboty, gdy kątem oka dostrzegła coś, co momentalnie przykuło jej
uwagę.
Zatrzymała się i cofnęła o
kilka kroków, zrównując się z wiszącym na murze plakatem. Targany przez silny
wiatr papier odkleił się w kilku miejscach. Tea podeszła bliżej i zlustrowała
poster załzawionymi od wiatru oczami. Uniosła spojrzenie, czując łamiący ból w
klatce piersiowej, który wydostał się wraz z cichym stęknięciem przez jej
spękane usta w postaci białego obłoczka.
Zapraszają na inaugurujący
nowy sezon Pucharu Świata konkurs w Kuusamo. Najpierw drużynowy nocny, drugiego
dnia indywidualny. Na starcie sześćdziesięciu siedmiu zawodników. Finlandię
reprezentować będzie wyjątkowo dziewięciu zawodników. Asikainen. Larinto.
Määttä. Niemi. A także Olli, Klinga, Moutka, rozpoczynający ostatni sezon w
karierze Happonen. I ostatni, który nie usiądzie na belce, ale z
pewnością będzie niósł swoich kolegów na jak najdalsze metry. Koivuranta.
Wściekłość, jaka wezbrała w
Tei wstąpiła na jej blade policzki i nagle rozgrzała skostniałe dłonie. Wbiła
płonące spojrzenie w Jego uwiecznioną w locie sylwetkę i spokojną twarz, które
zdobiły dzieło jakiegoś idioty, który najwyraźniej uznał, że umieszczenie Go na
plakacie promującym konkursy będzie skutecznym chwytem marketingowym. Nie mogła
na to patrzeć i nie chciała, aby inni to oglądali.
Jednym ruchem ręki oderwała
chłodny, wilgotniejący papier i gniotąc go, wrzuciła do najbliższego śmietnika.
- Durnie! – Wrzasnęła w pustą
przestrzeń, zatrzymując wszystkie łzy pod powiekami i ruszyła szybkim krokiem w
stronę Margot.
* * *
- Na koszt firmy dla
reprezentantów kraju.
Roześmiała się, gdy całą
grupą westchnęli z rozmarzeniem jej imię i zaczęli rozpływać się nad jej
cudownością i pięknymi dłońmi, gdy postawiła na ich stoliku tackę z kompletem
kieliszków i największą butelką polskiej wódki. Muotka wzniósł dziękczynne
modły do sufitu i chwycił ją za dłonie, obcałowując je z każdej strony.
- Anioł! Anioł, nie kobieta!
- Kooooooocham cię!
- Ja ciebie też, Lauri.
- A wyjdziesz za mnie?
- Nie, dziękuję.
Asikainen zrobił bardzo
zawiedzioną minę, która szybko zniknęła z jego twarzy, gdy Ahonen bez ceregieli
chwycił za butelkę i począł rozlewać alkohol do kieliszków.
- Lepiej pić, niż gadać.
Zwłaszcza z wami.
- Muotka, czy ty aby czasem
nie przeginasz?
Dopiero wtedy Olli oderwał
swoje wargi od dłoni Tei i spojrzał na Anssiego ze znaczną rezerwą. Tea
natomiast zerknęła na niego z rozbawieniem, choć jemu samemu w ogóle nie było
do śmiechu. Wręcz przeciwnie. W napięciu przyglądał się jak Muotka, choć już
nieco podpity, zasypuje Nevalainen komplementami i wciąż trzyma jej drobne
dłonie. W dodatku robił to tak, jakby ściskał w rękach paczkę makaronu.
- Oho, chyba twój chłopak ma
jakiś problem.
- Nie jakiś, tylko ciebie. –
Odparł, zaciskając pod stołem pięści.
- Daj spokój, Anssi – mruknął
Olli, uśmiechając się głupawo i całkowicie puszczając dłonie Tei. – Zamiast się
boczyć, napij się z przyjaciółmi. Za dwa tygodnie zaczynamy sezon, jesteśmy
mocni, team Suomi wraca do gry po medale!
Muotka wzburzył okrzyki reszty
chłopaków, którzy wyciągnęli ręce przed siebie i stuknęli się w powietrzu
kieliszkami, rozlewając nieco wódki na stół ku rozpaczy Lauriego. Anssi nieco
niechętnie dołączył do toastu i opróżnił szkło z wręcz lodowatego alkoholu,
który pozostawił przyjemne, lekko palące uczucie w przełyku. A potem chwycił
Teę za rękę i przyciągnął do siebie, sadowiąc ją na swoim udzie.
- On jest po prostu miły –
szepnęła mu do ucha, widząc jak zaciska szczęki i usta, a całe jego ciało jest
dziwnie napięte.
- Nie chcę aby był dla ciebie
miły. Chcę, aby pamiętał, że ma trzymać łapy przy sobie.
- Wiem, jak sobie z takimi
radzić.
Zignorowała jego dziwne
zachowanie wobec kolegi z drużyny. Nie chciała, aby jego zwykła zazdrość była
powodem niesnasek, zwłaszcza teraz, przed rozpoczęciem nowego sezonu, gdy dobra
atmosfera w zespole była bardzo ważna. Zarzuciła mu ramiona na szyję i aby go
nieco rozluźnić, cmoknęła go w kącik ust.
- Uśmiechnij się – poprosiła
cicho, tykając nosem policzek Anssiego. Poruszył się nerwowo, ale jego twarz
wciąż skierowana była w stronę opowiadającego jakąś historię z życia Samiego. –
Koivuranta, patrz na mnie, gdy do ciebie mówię. Hej! – Jednym ruchem dłoni
obróciła jego twarz w swoją stronę. W oczach mieszał mu się strach z
bezsilnością, a gdzieś głęboko tańczyły małe ogniki złości. Takiej zwykłej,
męskiej, na którą nie miał wpływu. Nawet jeśli nie krył się z tym, że cholera
go trafiała za każdym razem, gdy jakiś inny facet na nią patrzył. A Muotce
spodobała się od pierwszego razu, gdy ją zobaczył. – W porządku?
- Nie jest w porządku, dopóki
widzę, jak on na ciebie patrzy.
- Niech patrzy. – Wzruszyła
ramionami, gładząc wierzchem dłoni jego policzek. – Tylko tyle może.
- Ale mnie krew zalewa…
- Musisz z tym żyć.
Jej spokój działał mu na
nerwy, ale wiedział też, że ma rację. Ufał jej, ale nie ufał każdemu
mężczyźnie, który pojawiał się w jej pobliżu. Dlatego czasem nie potrafił się
powstrzymać, ale mimo wszystko kontrolował to. A przynajmniej starał się. Dla
niej.
- To jak? Jest okej? –
Spytała jeszcze raz i nieco mocniej zacisnęła palce na jego policzku, domagając
się tym samym, aby patrzył jej w oczy, gdy będzie odpowiadał. Westchnął, ale
kiwnął głową. – Uśmiech.
Jej imię wybrzmiało spomiędzy
jego rozciągniętych warg. Mruknęła pod nosem ciche „idiota” i przytknęła do
nich swoje usta. Zdawało się, że już nikt nie zwraca na nich uwagi, więc nie
musieli się spieszyć. Zwłaszcza, ze ostatnio nie mieli dla siebie dużo czasu.
Ciągłe treningi, obozy, wyjazdy, przygotowania do sezonu zdecydowanie naruszyły
tę budowaną od kilku miesięcy relację. Całowała go powoli, pozostawiając sobie
możliwość zaczerpnięcia powietrza, które pachniało jego perfumami zmieszanymi z
alkoholem. Bez pośpiechu smakowała jego wargi, przepuszczając pomiędzy palcami
jego włosy. I tylko w jednej chwili poczuła, że coś ją od niego odrywa. Nie
odsuwając ust od Anssiego rozchyliła powieki. Ville natychmiast uciekł wzrokiem
najpierw na stół, a potem na Ahonena, który właśnie wygłaszał najdłuższe zdanie
w swoim życiu.
- Muszę wracać – wyszeptała w
końcu, prosto w jego wargi. Mruknął w sprzeciwie, ale nie zatrzymywał jej,
tylko po raz ostatni cmoknął jej usta i policzek i pozwolił jej wstać.
Sięgnęła po tackę i objęła
chłopaków spojrzeniem.
- Czy panowie czegoś sobie
jeszcze życzą?
- Tak. Ciebie. Na stole.
Tylko pokręciła głową, gdy
Lauri zaczął przesuwać kieliszki i rzeczywiście robić jej miejsce na środku
stolika. A potem spojrzała na Anssiego, który wskazał na Asikainena i ruchem
warg podpisał przyjaciela jako „Wyjątek”, po czym zaczął machać rękoma wokół
głowy. Trzepnęła go szmatką po ramieniu. Tyle razy prosiła, by nie śmiał się z
jego niezbyt gęstej fryzury.
- A poza tym? – Spytała
ponownie i sięgnęła po swój notesik. Obrzuciła wszystkich spojrzeniem, zatrzymując
je na jednym z nich. – Ville? Coś potrzebujesz?
- Nie. Nie, dzięki. –
Pokręcił głową z wyraźnym speszeniem, ale zdobył się na uśmiech.
- Siedzisz tak cicho, że omal
cię nie zauważyłam. – Machnęła na niego długopisem, po czym życząc wszystkim
udanej zabawy, obróciła się na pięcie i odeszła od stolika. I nawet nie zdała
sobie sprawy z tego, że zostawiła przy nim Jednego, który nie wierzył we własne
szczęście, ale który gotów był zabić każdego, kto odważyłby się chociażby jej
dotknąć. Drugiego, który tę odwagę posiadał. I Trzeciego, który zaciskając usta
w ciszy znosił zdradę, której dopuścił się względem najlepszego przyjaciela.
* * *
Nie potrafiła uspokoić
wzburzonych emocji, które ujście znajdowały w zbyt gwałtownych ruchach,
rzucaniu szmatką i krzyku na Tero, nowego chłopaka od zmywaka i mopa. Czuła pod
skórą wrzenie, które paliło ją od wewnątrz i doprowadzało do początkowej
irytacji, powoli przekształcającej się w złość. Próbowała się uspokoić, ale nie
potrafiła panować nad swoimi emocjami tak, jak kiedyś. Właściwie… nad niczym
już nie miała kontroli. Nawet nad zwykłymi odruchami.
Dźwięk tłuczonego szkła
przebił barierę muzyki i rozniósł się po dopiero zapełniającym się ludźmi
klubie, przyciągając ich zaciekawione spojrzenia. Tea zaklęła siarczyście pod
nosem i krzyknęła na Tero, po czym obiegła bar i przystanęła nad rozbitą w drobny
mak szklanką. Przez chwilę tępo wpatrywała się w szkło i jedyne, na co miała
ochotę to wbić w nie dłoń i porównać fizyczny ból z tym, który pulsował pod jej
skórą i nie pozwalał normalnie funkcjonować. Nie musiała długo czekać na
uruchomienie się wyobraźni, która podsunęła jej wizję pociętej dłoni, z której
wypływała gorąca krew. Odruchowo zacisnęła palce lewej ręki, czując będący
jedynie iluzją ból.
Dopiero pojawienie się Tero
przywróciło jej trzeźwe myślenie.
- Sama to posprzątam.
Wyraźnie odetchnął z ulgą i
pozostawił po sobie jedynie ruch wahadłowych drzwi, prowadzących na zaplecze.
Tea czuła, jak bezradność naciska na jej ramiona, gdy kucała nad szkłem,
walcząc z posuwającą się za daleko wyobraźnią. Chwyciła w palce największy
odłamek szklanki i odrzucając go, westchnęła.
- Niezły bałagan.
Przez chwilę miała wrażenie,
że się przesłyszała. Ale wtedy ujrzała przed sobą na podłodze parę męskich
butów, których właściciel przysłonił jej światło. Niemożliwe… Powoli unosiła spojrzenie,
rejestrując kolejne elementy ubioru tajemniczego osobnika. Czarne spodnie,
jasna kurtka, kolorowa chustka… W końcu zadarła maksymalnie głowę i wstrzymała
oddech, dostrzegając ciepły uśmiech i połyskujące spojrzenie.
- Ville.
Uśmiechnął się szerzej i
przykucnął przy niej. Przez chwilę patrzyli na siebie w milczeniu, nie wiedząc,
co powiedzieć. Gdy widzieli się po raz ostatni, oboje przypominali tę rozbitą
szklankę. Całkowicie rozbici, niemożliwi do poskładania… Zniszczeni przez jedno
machnięcie ręką losu.
- Słyszałem, że potrzebujesz
pomocy. – Odezwał się pierwszy i nim dotarł do niej prawdziwy sens tych słów,
chwycił leżącą obok zmiotkę i szufelkę.
- Słyszałeś? – Wydusiła w
końcu, w zdumieniu przyglądając się, jak starannie zagarnia całe szkło.
Podniósł na nią swoje spojrzenie i po raz kolejny jego usta rozciągnęły się w
uśmiechu. – Och, no tak.
- Jak zwykle bałaganisz. –
Zaczął zupełnie zwyczajnie, nie przerywając sprzątania. – Czy ty się kiedyś
tego oduczysz? No ale nie ma co, od sprzątania burdelu zawsze była tylko jedna
osoba.
- Ville… Co ty tu robisz?
Westchnął, spoglądając na nią
już bez tego uśmiechu, lecz wciąż z tym błyskiem w smutnych, lekko podkrążonych
oczach.
- Nie odbierasz telefonów.
Nie dajesz żadnych znaków życia. Martwiłem się o ciebie. – Wymienił, nie
spuszczając z niej wzroku ani na moment, by dostrzegła tę malującą się w jego
spojrzeniu troskę. Nie odpowiedziała; nie miała przygotowanego argumentu na
wszystkie nieodebrane lub odrzucone połączenia od Larinto. Zamiast tego
chwyciła jego wyciągniętą dłoń i wstała, zrównując się z nim spojrzeniem. – A
poza tym, za tydzień zaczyna się sezon, głuptasie. Przyjechałbym do Kuusamo
prędzej, czy później.
Nie odczuwała tego, jak za
nim tęskniła, dopóki się nie zjawił. A teraz, gdy stał przed nią i obejmował ją
pełnym zatroskania spojrzeniem czuła całą sobą, jak bardzo jej go brakowało. Bo
to Ville. Po prostu. Byli w tym samym wieku, potrafili doskonale zrozumieć
siebie nawzajem, choć tak bardzo się od siebie różnili. I był Jego najlepszym
przyjacielem. Stracił prawie tyle, co ona.
- Tea, twoja ręka…
- Co?
Syknęła, gdy nieco za mocno
złapał ją za nadgarstek, za co od razu ją przeprosił. Fala ciepła buchnęła w
jej twarz, gdy ujrzała spływającą po przedramieniu stróżkę krwi. Zagryzła
wargę, a Ville owinął jej dłoń swoją chustką i dociskając ją do rany, pociągnął
ją na zaplecze, które tak doskonale znał.
- Unikasz mnie.
Uniosła głowę, wbijając
bolesne, pełne poczucia winy spojrzenie w blondyna. Na jego twarzy nie pojawił
się ani żal, ani smutek. W skupieniu osuszał papierowym ręcznikiem jej wilgotną
skórę wokół niewielkiej rany z naturalną delikatnością i chirurgiczną precyzją.
- To nie tak…
- Za bardzo ci o nim
przypominam.
Słowa opuszczały jego usta z
taką łatwością, jakby właśnie dzielił się z nią prognozą pogody. Nawet na nią
nie spojrzał, odkąd zamknęli się w pomieszczeniu dla personelu, aby oczyścić
niewielkie rozcięcie. A teraz zachowywał stoicki spokój, mówiąc o rzeczach tak
niebagatelnych.
- W porządku. Ja też wciąż
uczę się z tym żyć. Teraz trochę zapiecze. – Gdy kilka kropel wody utlenionej
spadło na jej ranę, zacisnęła mocno oczy i odwróciła głowę w drugą stronę. –
Ostrzegałem. – Zaśmiał się. Bolało, ale to było nic, w porównaniu do cały czas
zabliźniającego się całego jej ciała, na którym rany, choć niewidoczne,
otwierały się wciąż na nowo. I nikt ani nic nie potrafiło ukoić tego bólu. Czas
mijał, a ona wciąż nie czuła tej ulgi, towarzyszącej zanikającemu cierpieniu.
Takiej jak ta, które pojawiła się, gdy Ville dmuchał na jej ranę, aby
zmniejszyć ból.
- To miłe, że rozpoczęcie
sezonu powróciło do Kuusamo, prawda?
Miała ochotę uderzyć go w
głowę swoją sprawną ręką i krzyknąć, by przestał już gadać od rzeczy. Zamiast
tego chwyciła go za podbródek i uniosła go, zrównując poziom ich twarzy.
- Co u ciebie?
Podniósł na nią spojrzenie
swoich zielonych oczu, gdy po raz pierwszy zdecydowała się na jakiś pewniejszy
ruch wobec niego. Wiedziała, że ją z góry przejrzał. Nie chciała rozmawiać o
Anssim. Nie potrafiła.
- A co chcesz usłyszeć?
- Że dajesz radę.
Zamrugał gwałtownie, po czym
spuścił spojrzenie na wciąż trzymaną w palcach drobną dłoń Tei. Chwycił
wcześniej przygotowany bandaż i delikatnie zaczął nim ją owijać.
- Daję radę, Tea. A
przynajmniej próbuję.
- Jak skoki?
- Szczerze?
Przytaknęła, na co delikatnie
pokręcił głową, wykańczając opatrywanie. Odpowiedź była jednoznaczna.
- Nie zdziwię się, jeśli
nawet Kazachowie prześcigną nas w tym sezonie. Wszyscy są w rozsypce, jakby
każdy zapomniał jak się skacze. A przecież powinniśmy być potrójnie
zmotywowani… - Rzucił zakrwawiony ręcznik do kosza i oparł się o stół, chowając
twarz przed wpadającym przez małe okienko światłem. Westchnął bezsilnie. – Tea?
- Tak?
- Przyjdziesz? Na konkurs?
Zacisnęła usta, przypominając
sobie plakat, zapraszający na zawody i zdała sobie sprawę, że takich jak tamten
jeden, w mieście musiało być setki.
- Nie. – Pokręciła głowa. –
Nie chcę brać udziału w tej szopce.
- Chłopaki za tobą tęsknią…
- Wiedzą, gdzie mnie szukać.
Odwróciła głowę w drugą
stronę, gdy Ville znów stanął nad nią i jednym ruchem dłoni nakierował jej
wzrok na siebie. Nerwowo przełknęła ślinę. Stał zdecydowanie za blisko, a to
wywoływało w niej mieszane emocje. On nie chciałby, aby którykolwiek łamał
dystans, zarezerwowany tylko i wyłącznie dla niego. Nawet, jeśli to był Ville.
- Przez cały ten czas
niespecjalnie miałaś ochotę, aby chociaż odebrać telefon. – Przypomniał jej,
spoglądając na nią łagodnie. – Nikt nie czuł się mile widziany.
- Ty przyszedłeś – szepnęła z
wdzięcznością, czym wywołała na jego ustach blady uśmiech. Pokiwał głową, po
czym wtulił twarz w jej włosy, gdy niespodziewanie zarzuciła mu ramiona na
szyję. – Tak cholernie cieszę się, że to zrobiłeś.
Zacisnął powieki i stłumił
ciche stęknięcie, gdy zaczęła drżeć w jego uścisku i kurczowo chwytać się jego
bluzy. Z całych sił starał się nie ulec jej emocjom i uspokajająco gładził jej
włosy. Chciał jej udowodnić, że naprawdę się trzyma; że jest silny i może na
niego liczyć. Zawsze.
- Vil? – Szepnęła, owiewając
ciepłym oddechem skórę na jego szyi. Spiął wszystkie mięśnie, odrzucając nagły
przypływ uczuć, wywołany tą bliskością. - Mogę cię o coś prosić?
- Oczywiście.
- Nie zostawiaj mnie już
samej, dobrze?
Przycisnęła mocniej policzek
do jego piersi, zatracając się w jego uścisku tak bardzo, dopóki nie poczuła
się choć odrobinę bezpieczniejsza. Przesunął dłoń na jej kark i delikatnie
gładząc kciukiem pasma włosów, pokiwał głową.
- Nie zostawię.
Bo to było jedyne, co tak
naprawdę chciał kiedykolwiek robić. Być przy niej i dla niej w tym
najtrudniejszym dla nich obojga czasie. Nawet, jeśli wciąż paliła go ta sama
żywa myśl, że, na Boga, nie powinien. Czuł się odpowiedzialny za wszystko, co
Anssi kochał najbardziej. Nie darowałby mu, gdyby się nią nie
zaopiekował...
Nie darowałby mu, gdyby nie
dotrzymał obietnicy.
___________________
W taki oto sposób świętujemy
pierwsze punkty w PŚ Anssiego! Żeby tylko w
konkursach było tak dobrze, jak w kwali, ech.
Tym razem spokojnie i bez
szaleństwa.
Mamy nowego głównego
bohatera. Ville. Koleś był kompletnie tutaj niezamierzony i jeśli już miał się
pojawić, to tylko w tle, ale jak to u mnie bywa, pewnego dnia obudziłam się z
myślą, że BAM! Ville musi być i już. I jest.
No, to tyle. Dzięki za
każde dobre słowo. Jesteście niesamowite.